Posty

Rambo: Pierwsza Krew (1982)

0:58 Ujęcie pocztówkowe: przybliża się Rambo. Niby uzasadnione, nie? Tylko czym? Wyobraźnią twórcy, bo nie rzeczywistym podmiotem poznającym. Kamery, które ukazują perspektywę widzenia duchów? 17:38 W filmie realizm a perspektywa irrealna. 1:57 Takie same sceny robiono na początku powstania kina. 3:25 Tu nie ma w ogóle czaru postaci: ujęcia długie, gadania dużo, dużo na twarz, bierność, i z tyłu bezruch. Jest aktor, nie ma kreacji. 11:11 Ze starymi Star Trekami te sceny mi się kojarzą. 11:17 Kilku naraz się rusza w ujęciu... Chujopląsu można dostać. 19:54 Takie sceny akcji uwalniają atawizmy, niskie odruchy. 20:01 Dzieci kiedyś po "Janosiku" powiesiły kolegę... To jest złe i należy po imieniu to nazywać: atawizm jest zły. 23:37 ...a ja już nie mogę oglądać. 34:55 Coś ciekawego w tym jest. 37:12 Jakiś przekaz jest, że policjanci bywają gorsi niż przestępcy. To nawet nadaje lekkości tym scenom. Trochę umysłu i już człowiek uświadamia sobie swoją sapiensowatość. 38:28 Takie prze...

Speed (1994)

(Brak) Ogromnie dużo szczegółów naświetlonych jednym światłem: łeb trochę niedobrze pracuje. 4:21 Dużo ludzi w jednym miejscu, na czarno jeszcze, oczy zapierdalają jak Pershing na wysokości krawatów. 11:49 Strasznie do aktorów uwagę przyciąga ta forma ujęć. Nic dziwnego, że się laski zakochują a laskowie chcą być tacy, jak Keanu Reeves. Efekty pohipnotyczne w normie. 12:12 Tylko, właśnie, rozważałem już nasze połączenia reinkarnacyjne ze stryjem Arthurousem, zamiast postać widzieć i słyszeć. Czar postaci znika jak gówno po spuszczeniu wody w kiblu. Jest dużo gęb i mord. 12:45 ...filmu a mnie się już nie chce oglądać. 13:27 To są takie same ujęcia, sceny, jakby z jednego gówna je zrobił. 14:48 Musi być większa rozmaitość ujęć, różne rodzaje przejść, różny temat znaczy się scen: tu jest ciąg jak w "Alice in Wonderland" z początku XX w. Jeden ciąg zjawisk, jakbyś na sraczu siedział 14:48 min i nie zdążył się jeszcze wysrać. 16:48 To jest efekt: nogi by babie ucieło, ale się udał...

Alice in Wonderland (1903)

Jest ciąg wydarzeń, który się widzi i dziś w filmach, że jest to linia ciągła, z wyraźnym zaznaczeniem toku fabuły. Jakby się za rękę prowadziło widza. A ja chcę skakać, jak ten królik, czy zając. Długie ujęcia i ujęcia z trzeciej osoby: obie rzeczy u mnie odpadają. Tu, wiadomo, były dopiero początki i ograniczenia technologiczne, lecz pomimo zmian technologicznych ograniczenia w głowach hollywoodzkich pozostały. W całości postacie są głównie pokazywane, duża powierzchnia ciała. Jak lalki teatralne. Ja tak nie chcę. U mnie tylko fragmenty. Zastanawiałem się nad tą aktorką, kim była, może spokrewniona ze mną z zeszłego wcielenia (ode mnie wtedy działali wśród pionierów kina), ale nie na postaci Alicji. Niszczy postać aktor: musi być go tak mało, jak to możliwe. Jako zło konieczne należy aktora traktować. Inaczej widać, że to nie są postacie, i myśli są o tych ludziach, magia kreacji znika. Dziś podobnie robią jak wtedy, i z tego hipnotyzowania aktorem celebryctwo się poczęło. W jednym c...

Zasada Intelektyzmu

Jest interesujący dialog platoński "Ion" o rozmowie Osho z Piaskiem, czyli Sokratesa z młodzieńcem, który śpiewał poezję. Ion tak pięknie śpiewał, że ludzie płakali, niezwykłe emocje budził. Kompletnie jednak nie płynęło to stąd, że miał miejsce przekaz intelektualny. Ion nawet się nie znał na Homerze: recytował go emocjonalnie, sentymentalnie, tak jak dziś robi się filmy, jak w "Casablance". Uważam, że bez wiedzy sztuki nie ma; że budzenie emocji to nie jest argument, że coś jest sztuką. W moim systemie nie ma nawet miejsca jak dziurka w serze na to, by tam troska o emocje i ich zapewnianie widzom była. Przekaz intelektualny nie jest emocjonalny. Emocje się wiążą z przeżywaniem bodźców i one zawsze będą, poniekąd jak w powiedzeniu "nie ma dymu bez ognia": są jak ten dym. Na emocjach nie ma sensu się skupiać nawet w mikroprocencie. Troska o emocje jest jak wjeżdżanie windą na najwyższe piętro budynku wciskając przycisk "parter". Swoją drogą nawet...

Zasada Holonu

Mamy kogoś, kto w scenie pije piwo w jakimś barze. Siedzi i pije. Nagrywamy aktora, jak siedzi, pije, patrzy się gdzieś tam i siam. Nagrywamy drugą część sceny, kiedy jakiś gangster przeładowuje pistolet przed drzwiami pubu, gdzie bohater pije piwo. Trzecia część: gangster wchodzi, zabija tego pijącego, i ucieka. Powiedzmy, że jest to cała scena. Film składa się z 45 takich scen, każda niech kosztuje 1 zł: jakiś szalony sklep internetowy dał mi możliwość płacenia za sceny, bez konieczności płacenia za całość filmu. Film, bez promocji, kosztuje 45 zł. Każda z tych scen jest taka sama: bez innych nie ma większego sensu, razem tworzą całość, czyli fabułę. Ludzie nie kupią żadnej z tych scen oddzielnie, jako że nie ma wartości praktycznie, dopiero cały film nadaje tym scenom jakiejś wartości. Mnie takie kino nie interesuje. Ja mam w planach i w systemie filmowym takie cele, by każda scena była oddzielną produkcją. Każda scena musi mieć to, co ma cały film w sobie, jako taki holon. To jest ...

Natura sztuki (pornograficznej)

Zdaje się, że niektórzy producenci leków chcieliby, aby ludzie zażywali je tak po prostu, jak wdychają tlen albo jedzą chleb. Leki mają być produktem spożywczym, a nie czymś stosowanym rzadko, w określonym przez naturę leku celu. Wiele problemów, na które reklamy sugerują leki, można rozwiązać bez nich, np. dietą albo kontrolą stylu życia, ziołami. Podobnie filmy tworzone są w sposób niezgodny z ich właściwym, naturalnym celem. Ma to swoje źródło w filozofiach, które podważają często nasze poznanie zdroworozsądkowe, głoszą niemożność poznania natury i określenia jej definicją. Naturą staje się coś, co relatywnie lub subiektywnie określimy jako naturę, jako że nic o prawdziwej naturze nie wiemy. Tu chodzi, oczywiście, o jakąś głupią ideę natury w sensie ogólnym, filozoficznym, jako że w pojęciu zdroworozsądkowym, czy też naukowym sprawa jest prosta: natura prądu elektrycznego grozi życiu człowieka, więc po pierwsze nie dotykać, a po drugie inżynieria związana z prądem musi się wiązać z ...

Mimesis

Sądzi się, że sztuka powinna być jak najbardziej naturalna, i może dlatego się tak robi, iż napisane jest w pismach, że sztuka to naśladowanie rzeczywistości (mimesis). To zdanie rozumie się dosłownie: sztuka to przenoszenie rzeczywistości z zewnątrz nośnika materialnego dzieła na niego. Bardziej wnikliwe umysły, jak profesor Kiereś z KUL-u, nie widzą tego tak prosto i sztuka naśladuje naturę nie w formie, lecz jej celowość. Taki, filozoficzny, a nie plastyczny kontekst miał tekst przypisywany Arystotelesowi. Innymi słowy o zasadzie mimesis czytamy w traktacie filozoficznym, a nie instrukcji dla wytwórstwa np. posągów. Ja rozumiem to tak, że jak w naturze jest logika, jest sens, bo jest, to są dane ze zmysłów a nie z twierdzeń abstrakcyjnych, tak powinna być w sztuce, także w sztuce pięknej. Jest tam zamysł, jest idea, jest jakiś nous - umysł, rozum. I ten cel ma być analogiczny do celów natury: ma regenerować, leczyć, poprawiać, pomagać, wspierać, czyli ma znaczenie terapeutyczne. Ja ...